Final Fantasy III [NDS]

Co łączy wszystkie gry RPG ze stajni Square-Enix? Głównie - raczej zazwyczaj - porywająca epicka fabuła oraz wymuszanie na graczu poświęcenia ogromnej ilości czasu na grind, tz. ciągłe levelowanie. Bez tego nie wyobrażam sobie gry kwadratowych (wyjątkiem jest spin-off Crystal Chronicles).
Dziś na ogień idzie trzecia część Final Fantasy.

Wstęp

Po 16 latach w końcu dostaliśmy możliwość zagrania w tą grę, ponieważ Square postanowiło wydać ją poza terenem Japonii. Na dodatek w całkiem nowej szacie graficznej na kieszonsolce Nintendo Dual Screen. (W Europie trzeba było czekać 17 lat. Ja grałem w wydanie amerykańskie)

     

Fabuła jak na rok 1990 prezentuje się całkiem nieźle. Wielkie trzęsienie ziemi spowodowało wygaśnięcie światła kryształów trzymających świat w kupie, przez co kryształ wiatru zdecydował się namaścić czworo młodych śmiałków na Wojowników Światła. Ich celem będzie przywrócenie równowagi między światłem i ciemnością, tak samo jak 1000 lat wcześniej dokonali tego Wojownicy Ciemności.
Tak więc pora wyruszyć w epicką podróż po światach Final Fantasy III, aby przywrócić je do równowagi.

Zasady

Jako że ta wersja FFIII ukazała się na Dual Screen'ie mamy możliwość wykorzystania ekranu dotykowego. Strasznie nie spodobał mi się zaproponowany sposób użycia tego ekraniku przez autorów. Widać, że nie mieli pomysłu.
Całe okno gry gdzie biegamy, walczymy i operujemy w menusach znajduje się na ekranie dotykowym.  Dzięki czemu wszystkie te akcje możemy wykonywać styllusem. Jedyny minus tego rozwiązania jest taki, że w końcu i tak każdy postanowi sterować tradycyjnie - D-padem i guzikami,
Górny wyświetlacz większość czasu jest czarny, albo pokazuje mapę świata. Jedynie jeszcze w sklepach możemy zobaczyć na nim podświetlonych bohaterów, którzy są w stanie korzystać z wybranego przedmiotu.
To tyle jeśli chodzi o ekrany. Sama rozgrywka przebiega identycznie jak w pozostałych częściach serii - zwłaszcza w tych wcześniejszych. Do dyspozycji dostajemy 4 bohaterów - Lunneth, Arc, Refia oraz Ingus. Po namaszczeniu przez każdy z czterech kryształów odblokowywane są profesje, między którymi możemy się przełączać pomiędzy walkami. Każda ma swoje plusy i minusy oraz dedykowany rynsztunek, którego może używać. Dodatkowo atrybuty postaci zależą od aktualnie wykonywanej profesji. Większość klas postaci ma same minusy przez co są bezużyteczne. Tylko kilka jest na prawdę wartych zachodu.
Magia została podzielona na 3 szkoły - Biała, Czarna oraz Przywołanie.
Bitwy toczą się turowo w systemie Traditional Turn-Based. Gracz ma nieograniczony czas na planowanie ruchu. Po wyborze akcji ostatniej postaci, rozpoczyna się walka w danej turze. Gdy wszyscy biorący udział w potyczce skończą swój ruch, rozpoczyna się kolejna tura. I tak do śmierci całej drużyny.

Wrażenia

Moje wrażenia z obcowania z jakąkolwiek grą z serii Final Fantasy zawsze są pozytywne. Bez bicia przyznam się, że jestem fanboyem tej serii. Dlatego łykam bez popity wszystko co ukazuje się pod tym szyldem.
Już od dawien dawna ostrzyłem sobie pazurki na DS'owe Fajnale, i w końcu udało mi się dorwać do nich.
Pierwsze co rzuca się w oczy to śliczne intro wykorzystujące oba ekraniki oraz odświeżona muzyka skomponowana przez mistrza Uematsu. Po kliknięciu NEW GAME nasze oczy bombardowane są feerią barw i trójwymiarowym światem oraz modelami postaci. Wszystko piękne. Co prawda na ekranie 3DS XL niestety rzucają się w oczy dość spore pixele, ale mnie to nie przeszkadza.
Na oprawę audio składają się odegrane przez orkiestrę symfoniczną motywy muzyczne znane z oryginału, oraz cały zestaw także odświeżonych dźwięków zaklęć, walki i innych piknięć w menusach. Wszystko pięknie się ze sobą komponuje.

     

Czego nie można już powiedzieć o zagospodarowaniu obu ekranów konsoli. Jak już wyżej pisałem cała gra dzieje się na dolnym dotykowym, co pozwala biegać postacią miziając ekran i przeklikiwać się przez menusy styllusem. Na dłuższą metę jest to strasznie niewygodne, ponieważ wymusza to trochę inny sposób trzymania konsoli, aby dolny ekran mieć na wprost oczu. Po niedługim czasie konsola zaczyna ciążyć. No i dodatkowo wejście do menu ekwipunku, magii itp pauzuje grę, przerzuca aktualnie wyświetlany obraz z dolnego na górny ekran.
Dużo lepszym rozwiązaniem było by wrzucenie całej rozgrywki na górę, a na dole pokazywać menusy do klikania. Dzięki temu można by się podleczyć nie przerywając biegania itp.
Jednakże mamy do dyspozycji takie, a nie inne sterowanie, więc trzeba się przyzwyczaić. Ma to jeden plus. Mianowicie ułatwia grindowanie poziomu. Dzięki temu podczas bezmyślnego levelowania można włączyć sobie jakiś film, vlog itp., konsolę położyć na biurku i styllusem miziać ekran w celu zainicjowania walki. W taki sposób spędziłem bite 10 godzin (z 35 potrzebnych na ukończenie gry) i nadrobiłem zaległości w recenzjach Classic Game Room. Ale inaczej się nie dało, ponieważ końcówka jest taka sadystyczna, że zmusza gracza do przejścia 2 dungeonów i pokonania 5-ciu bossów przed finalną konfrontacją. I to wszystko bez ani jednego punktu zapisu - których zresztą w ogóle w grze nie ma (można tylko na mapie świata zapisywać). Na ubicie ostatniego bossa potrzebowałem trzech podejść oraz kilku godzin grindowania pomiędzy nimi.
Wiem, że fakt, iż podczas grania spokojnie można wykonywać inne ciekawsze czynności nie przemawia na korzyść danego tytułu, ale taki jest urok oldschoolowych RPG'ów i nic tego nie zmieni. Można to lubić albo nie.

Werdykt

Pomimo kilku rzeczy, które mogły by zostać zmienione jest to gra warta świeczki. Miejscami jest cholernie trudna - sadystyczna wręcz, ale od czego jest stary dobry grind? Taki poziom trudności miał być i dobrze. Jeśli chcesz poznać banalną, ale przyjemną historię czwórki Wojowników Światła to musisz w to zagrać na tej bądź innej platformie.
Data napisania: 06-02-2013
Data pierwszej publikacji: 07-02-2013

0 komentarze: